10 dni do końca świata

Rozdział 2 – Obserwatorium

Gdy z nad horyzontu wyłoniły się pierwsze promyki słońca siedziałem już w autobusie pędzącym w stronę obserwatorium. Czułem się trochę tak jak w drodze na ustną maturę, niby wszystko zaplanowane w najdrobniejszym szczególe, ale stres może wszystko zniweczyć.

Muszę być spokojny, wyluzowany… Powtarzałem w kółko czując jednak, że czym bliżej obserwatorium, tym bardziej trzęsą mi się nogi.

„Losy świata są w twoich rękach” – Te słowa usłyszałem od sprzątacza na pożegnanie… Ja mam uratować świat? Ja? Zwykły szary człowieczek, który mimo 30 lat na karku nadawał się tylko do rozdawania ulotek…?

Spojrzałem na spodnie i kurtkę, które były moim przebraniem i mimowolnie się uśmiechnąłem na myśl o tym, że dzisiaj awansowałem na sprzątacza.

Z przystanku do obserwatorium było około pół kilometra. Dystans ten pokonałem na sztywnych nogach sparaliżowanych strachem. Cały czas głęboko oddychałem powtarzając w myślach „dasz radę, dasz radę”. Szczerze mówiąc do przodu pchała mnie ciekawość, co miał sprzątacz na myśli mówiąc, że nie uwierzę własnym oczom jak to zobaczę.

Gdyby chodziło tylko o uratowanie świata pewnie bym już dawno spękał, tłumacząc sobie, że jest 7 miliardów ludzi na świecie i ktoś mnie w tym wyręczy.

Z oddali widać już było wejście do obserwatorium. Ku wielkiej radości dostrzegłem, że strażnicy stojący przy szlabanie to nie ci sami co wczoraj. Poczułem jak kamień spadł mi z serca. To musi się udać.

Czapkę z daszkiem naciągnąłem mocniej na głowę zakrywając oczy, podszedłem pokazując przepustkę sprzątacza i powiedziałem:

– Witam, Mietek się pochorował i prosił, żebym za niego przyszedł.

– Już ja znam tą chorobę „powypłatową” hehe! – Zaśmiał się jeden ze strażników – Cholerka dostaliśmy dzisiaj zakaz wpuszczania nowych do środka… – podrapał się po brodzie poczym dodał – Ale pieron wie czy i sprzątaczy mieli na myśli…

– Wejdziesz młody, szybko ogarniesz co masz ogarnąć i nie przeszkadzając nikomu się ulotnisz – Dodał drugi otwierając drzwi. – Rozumiemy się?

– Dddziękuję, oczywiście, parę minut i już mnie tu nie będzie, miłego dnia – powiedziałem i czmychnąłem przez otwarte drzwi.

Uff udało się. Wyciągnąłem z kieszeni kartkę z narysowaną mapą obserwatorium. Prosto, potem w lewo, potem schodkami do góry znowu prosto, potem w prawo, potem znowu do góry… Istny labirynt. Musiałem jak najszybciej dostać się do centralnego pomieszczenia obserwatorium znajdującego się na 3 piętrze. Tam według opowiadań sprzątacza kryje się wielka tajemnica.

Przyśpieszyłem kroku. Jak na razie idzie dobrze, nikogo nie spotkałem. Ostatnia prosta zakończona drzwiami, które… okazały się być zamknięte…

– Kurr… – zakląłem cicho. I co teraz? Po prawej stronie znajdowały się drugie drzwi, których nie miałem zaznaczonych na mapie. Zapukałem. Cisza… Złapałem za klamkę… otwarte. Było to niewielkie pomieszczenie wyglądem przypominające kabinę samolotu. Setki przycisków, ekraników, pokręteł i wielkie okno skierowane na centralną salę.

Spojrzałem przez nie i aż mnie zamurowało. Na środku ogromnej sali nie znajdował się jak przypuszczałem teleskop, tylko… lewitujący kilka metrów nad ziemią, wirujący z zawrotną prędkością, mieniący się setkami kolorów… statek kosmiczny… latający talerz… UFO!

Gdy tak stałem z wytrzeszczonymi oczami i rozdziawioną buzią usłyszałem za plecami charakterystyczny dźwięk przeładowanej broni.

Bezsilnie opadłem na pryczę opierając się plecami o ścianę..


Kontunuacja dodana przez Anetę

Ewakuacja


– Widzisz Włodek, mówiłem że coś z tym dzieciakiem nie tak. Dobrze, że zanim poszliśmy. Skubaniec narobiłby nam niezłego bigosu.
– Tutaj ci się sprzątać zachciało??
Odwróciłem się pomału z rękami wysoko uniesionymi w górę. Strażnicy z pod bramy celowali we mnie bronią.
– Panowie, przepraszam, pomyliłem…
– Igor spójrz no tu – przerwał mi strażnik spoglądając przez okno.
– Cóż to do cholery jest!?
Widząc, że nie jestem już w centrum zainteresowania opuściłem ręce i powiedziałem:
– Wygląda to jak statek kosmiczny, latający spodek…
– Wypatroszą nas jak się dowiedzą, że tu byliśmy. Szybko spadamy stąd – Rozkazującym głosem powiedział Igor.
Włodek spojrzał na mnie z groźną mina i powiedział:
– Jeżeli piśniesz chociaż słówko, co tu widziałeś, wszyscy źle skończymy. Ta sprawa nas nie dotyczy. Rozumiesz? Nie dotyczy nas!!

W chwili, gdy złapał za klamkę rozległ się głośny pisk syreny alarmowej.
– O kur… tylko nie to…
Igor uchylił drzwi spoglądając na korytarz. Ludzie w panice zaczęli uciekać. To była nasza szansa. Nie było problemem wmieszać się w tłum.
– Udało się – Szepnąłem, gdy minęliśmy bramę. Wszyscy zgromadzili się na parkingu. Grubo ponad 100 osób ubranych w białe fartuchy.
Przybiegli również strażnicy z pozostałych bram.
– Co się do jasnej cholery dzieje? Co to za alarm?? – Zapytał Igor.
– Nie mam zielonego pojęcia. Wyje jak by się paliło, ale dziwna sprawa. Dwie ciężarówki żołnierzy podjechało.
– O Boże wojna? – Wtrącił się Włodek.
– Nasi żołnierze. Grzecznie kazali nam spierd… i wbiegli do środka. Powiedzieli, że to ściśle tajne i że głowa odpowiemy za to jak komuś… O cholera mieliśmy o tym nie mówić… – Strażnik złapał się ręką za usta. – To tajemnica. Ani słowa nikomu.

Alarm ucichł. Słychać było tylko szepty zgromadzonych na parkingu osób.
– Wygląda na to, że sytuacja opanowana – Z wyraźną ulgą szepnął Włodek.
Niestety był w błędzie. Ciszę przerwały krótkie serie wystrzałów z karabinów dochodzące z wnętrza obserwatorium…


Podoba Ci się ta kontynuacja historii? Oceń i pokaż swoim znajomym.
[ratings]

[shareaholic app=”share_buttons” id=”15199868″]



Zobacz pozostałe kontynuacje

Komentarze