10 dni do końca świata

Rozdział 1

Znów obudziłem się zlany potem. Kolejna noc i ten sam sen. Od tygodnia śni mi się ten sam koszmar.

Totalny kataklizm, całkowita zagłada ziemi, w skutek uderzenia Asteroidy, która zdaniem speców miała minąć Ziemie bez odczuwalnych skutków.

Cos zmieniło jej trajektorie lotu.

Niewyobrażalne zniszczenia, Ziemia się rozpada, mnóstwo ofiar, przerażenie i panika tych co jeszcze żyją.

W każdym śnie wszystko wygląda tak samo.

Godzina po godzinie, minuta po minucie…

Dziś po raz pierwszy dodatkowo ujrzałem rozpadający się neon świetlny, a na nim data: 14 luty 2025.

Od dwóch dni próbuje dotrzeć do odpowiednich służb, do ludzi, którzy mogliby cos zrobić by temu zapowiedz.

Uruchomiłem wszystkie znajomości, udało mi się dostać do redaktorów kilku gazet…

Zaparzyłem kawę próbując wymyślić, co jeszcze mogę zrobić. Do kogo jeszcze się zwrócić? Z parującym kubkiem poczłapałem do drzwi i sięgnąłem po wrzucone przez gazeciarza czasopisma.

Dzisiejsze wydanie. Na pierwszej stronie rzuca się w oczy na pół strony nagłówek:

„SZALENIEC czy MESJASZ?”

Pod spodem wypaczone, przekręcone moje słowa… Biorę kolejne gazety a tam:

„NAWIEDZONY jest wśród nas!”

„JASNOWIDZ czy OSZUST?”

„MEDIUM Przepowiada”

„PZYSZLOSC oczyma WARIATA”

Ze wstrętem odrzucam gazetę za gazetą. Wszędzie to samo… wyśmiewanie, szyderstwa, jeden wielki chlam ….

Nikt mi nie wierzy, NIKT…

Spoglądam w okno i widzie nadciągające chmury.

– Tak jak w moim śni, tak jak w moim śnie… Zaczęło się, a nikt mi nie wierzy….

Zarzucam na piżamę palto i wybiegam z domu….


Kontunuacja dodana przez Jakuba Nowaka

Uniwersytet Klimatologii


Na ulicy ludzie śpieszą się w swym codziennym pędzie do pracy, z pracy, z tysiącem spraw jak gdyby miały one jeszcze jakieś znaczenie. Mam ochotę stanąć i krzyczeć.

Wołać by się zatrzymali i zrozumieli że to wszystko nie ważne, że to koniec. Że praca czy zakupy nie mają znaczenia bo zostały im zaledwie godziny które mogą spędzić z ludźmi coś dla nich ważnymi.

Chmury mają czarny połysk jak gdyby pokryto je lakierem. Wiatr wzmaga się. Omal nie wpadam pod taksówkę, z głową wysoko zadartą przyglądając się temu zjawisku. Kierowca trąbi na mnie i siarczyście klnie wygrażając mi przy tym dodatkowo pięścią.

Gapie się na niego bez słowa. Wreszcie, jak bym dostał nowej energii, podchodzę do niego i otwieram drzwi. Wsiadam od strony pasażera. Mina taksówkarza zbladła.

Nie spodziewał się po mnie chyba żadnej reakcji. To bez znaczenia. Mam plan.

– Do Uniwersytetu Klimatologii i Ochrony Atmosfery. Za każde czerwone światło płacę podwójnie – wychrypiałem.


Podoba Ci się ta kontynuacja historii? Oceń i pokaż swoim znajomym.
[ratings]

[shareaholic app=”share_buttons” id=”15199868″]


Zobacz pozostałe kontynuacje

Komentarze