Historia III


Wielka wygrana


Rozdział 2 – Wygrana zmienia

Wróciłem do domu promieniejąc ze szczęścia. Jestem bogaty! Spełniło się moje największe marzenie! W podskokach minąłem próg drzwi, zapaliłem światło i… uderzyła we mnie pustka. Wielka radość momentalnie odpłynęła w nieznane. W domu nie było nikogo. Nikt nie czekał… Nie było nikogo, z kim mógłbym podzielić się radością…

Usiadłem na kanapie uświadamiając sobie bolesną prawdę, że już od ponad 5 lat moim jedynym towarzyszem był telewizor…

– Zaraz, zaraz.. – Wymamrotałem – Jestem bogaty! Mogę mieć wszystko. Mając pieniądze już nie będę sam – Szeroki uśmiech ponownie zagościł na moich ustach.

Kolejne dni były pełne wrażeń. Przez tak długi czas wiodłem nudne, przewidywalne życie, że taka nagła zmiana była niezwykle ekscytującym doznaniem, ale również i straszną męczarnią.

Ciągłe gratulacje, podpisywanie różnych papierków, których nie było czasu dokładnie przeczytać i w końcu wręczenie wygranej. Na moje konto przelane zostało ponad 16 milionów złotych. Pokryło to ze sporą nawiązką debet jaki miałem. Ile razy musiał bym się urodzić, żeby zarobić taką górę złota?? Pora zacząć nowy rozdział w życiu!

Pół roku później…

Siedziałem na kanapie przed telewizorem. Na wielkiej skórzanej, cholernie drogiej kanapie i przed telewizorem niewiele mniejszym niż od kinowego ekranu. Największą zmianą było to, że już nie byłem sam. Otaczało mnie pełno starych i nowych „przyjaciół” i piękne kobiety. Ani trochę nie przeszkadzała mi świadomość, że wszyscy są tu tylko dla kasy. Czułem się ważniejszy, lepszy. Chciałem napić się drinka? Wystarczyło pstryknąć palcami. Stawałem się coraz bardziej otyły, coraz bardziej leniwy, coraz bardziej ciągnęło mnie do alkoholu…

Od wszystkich spraw miałem ludzi, każdy chciał się przypodobać. Trwało by to pewnie z rok, może dwa… do czasu aż wydoiliby ostatni grosz.

Jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Miałem uczucie jak bym o czymś zapomniał. O czymś niezwykle ważnym… Było to związane z moim starym życiem, a jedyne co mnie z nim łączyło to stare mieszkanie. Nie zabrałem z niego żadnej rzeczy. Żadnej pamiątki.

Muszę tam wrócić! Nałożyłem strasznie drogie futro i wybiegłem z domu. Zdrowy rozsądek nie pozwolił mi wsiąść w jeden z trzech nowiutkich samochodów. Byłem pod wpływem alkoholu. Dwu kilometrowy spacer dobrze mi zrobi.

Idąc czułem, spojrzenie mijających mnie osób. Uświadomiłem sobie, jak bardzo się różnie od tych wszystkich normalnych ludzi. Czuli się ode mnie gorsi, przez co mnie nienawidzili…

Dobrze, że jest południe, pomyślałem przyśpieszając krok. Zwolniłem przy kościele myśląc, że jak wrzucę pieniążka poczuje się lepszym człowiekiem.

Podszedłem bliżej mijając żebrzącą kobietę. Nasze spojrzenia się połączyły i aż zamarłem. Nagle wszystko sobie przypomniałem. Przypomniałem sobie dzięki komu wygrałem… Przede mną klęczała sąsiadka trzymając karton z napisem: „zbieram na ciężko chora córeczkę”.

Złapałem ją i podniosłem z ziemi mocno przytulając. Była strasznie zdziwiona, nie mogła mnie poznać, tak bardzo się zmieniłem.

– Pomogę wam… tak bardzo przepraszam… pomogę wam… – szeptałem do ucha.

Najwidoczniej rozpoznała mój głos, bo odpowiedziała:

– Dziękuje sąsiedzie, dziękuję, że wróciłeś… – poczułem jej łzy spływają jej po twarzy. – Moja córka umiera… Oby nie było za późno…


Kontunuacja dodana przez Alice

Druga szansa


Przez całą drogę w samochodzie panowała cisza. Kobieta po opowiedzeniu o swojej tragicznej sytuacji, po prostu zasnęła. To całe zwierzenie się kosztowało ją wiele łez, musiała rozdrapywać stare rany, nic więc dziwnego, że czuła się wykończona.

Tyle je spotkało! Podczas gdy ja pławiłem się w luksusie, ona najpierw musiała zmierzyć się z utratą pracy a później chorobą córki. Nie mając pieniędzy na opłaty, musiały opuścić mieszkanie. Tułały się z miejsca na miejsce, aż dziewczynka poważnie zachorowała.

Kobieta sprzedała ostatnie cenne rzeczy, żeby opłacić leczenie, ale to nie wystarczyło. Błagała lekarzy, żeby pozwolili zostać jej córce w szpitalu i ci się w końcu zgodzili, ale i tak musiała zdobyć pieniądze. Zaczęła więc żebrać.

Szybkim ruchem otarłem łzę spływającą po policzku i odwróciłem głowę. Zaraz po naszym niesamowitym spotkaniu pod Kościołem, od razu zadzwoniłem do Thomasa, mojego kierowcy. Z tego co usłyszałem od sąsiadki nie mieliśmy dużo czasu. Z małą było bardzo źle.

Spojrzałem na spokojną twarz jej matki. Ona na prawdę wierzyła, że będzie dobrze. Jakby samo moje pojawienie się miało wszystko naprawić, miało uzdrowić jej córkę. Ale co ja mogę zrobić? No co do cholery? Powiedziałem jej,…powiedziałem, że im pomogę.

Co ze mnie za kretyn! Jak mam pomóc umierającemu dziecku ?! Kupić jej zdrowie? Nowe życie? Gdyby to tylko było takie łatwe…

Samochód zatrzymał się.

– Jesteśmy na miejscu, sir.

– Obudź się. – potrząsnąłem lekko kobietą. – Już jesteśmy. Obudziła się i spojrzała na mnie najpierw nieprzytomnie, by po chwili zerwać się z miejsca i wyskoczyć z auta.

– Chodźmy! Chodźmy szybko!

Gdy wszedłem do szpitala, kobieta zdążyła już zaczepić pierwszego lekarza na jakiego trafiła. Słyszałem jak ten mówi coś do niej spokojnie, a kobieta zaczyna z nim dyskutować podniesionym głosem. Miałem paskudne przeczucie.

Z tej odległości docierały do mnie jedynie pojedyncze słowa, jednak ich sens był przerażająco jasny: „przykro mi”, „moja córeczka”, „za późno”. Za późno. Serce mi stanęło. Kobieta zaczęła na lekarza krzyczeć. Ten starał się uspokoić, poprosił, żeby usiadła, ale odtrąciła go i szarpiąc jego fartuch wybuchła płaczem.

Odwróciłem się i usiadłem ciężko na krześle. Było mi niedobrze. Czułem się odpowiedzialny za to co się stało. Za późno. No jasne, że za późno! O całe cholerne pół roku za późno! Schowałem twarz w dłoniach. Gdybym tylko nie był takim skończonym kretynem i nie myślał tylko o sobie. Gdybym tamtego dnia po wygranej podzielił się z nią pieniędzmi. Gdybym spotkał ją prędzej. Gdybym…

– Mógł cofnąć czas. – wyszeptałem.

– O, to da się załatwić! Podniosłem się gwałtownie usłyszawszy nieznajomy głos. Obok mnie, opierając się o ścianę siedział starszy facet w cylindrze i czarnym płaszczu. Nie miałem pojęcia skąd się wziął.

– Co?

Staruszek spojrzał w moją stronę z uśmiechem, a ja poczułem dziwny niepokój; włoski na karku stanęły mi dęba.

– Chcesz cofnąć czas? Nic prostszego, kochaniutki! Mogę to załatwić od ręki!

Zanim zdążyłem choćby zapytać „jak” i „ile to będzie kosztować” (na prawdę takie pytanie przyszło mi do głowy) w głowie zakręciło mi się jak na karuzeli i ogarnęła mnie ciemność.


Podoba Ci się ta kontynuacja historii? Oceń i pokaż swoim znajomym.
[ratings]

[shareaholic app=”share_buttons” id=”15199868″]


Komentarze