Historia III


Wielka wygrana


Rozdział 1 – Trafiona szóstka

– Hej stary! To ty dalej się w to bawisz? – Usłyszałem za plecami i poczułem mocne klepniecie w ramie.

Stałem właśnie przy okienku, puszczając jak co czwartek od wielu lat te same kupony totka.
To znowu ten zarozumiały głupek. Naśmiewał się ze mnie w szkole i dalej z tego nie wyrósł. Nie cierpię typa.
Że tez musiał się akurat teraz napatoczyć. Nie mam dziś nastroju na rozmowy z jego pokroju ludźmi.

Zapłaciłem za kupony, wymusiłem na twarzy zdawkowy uśmiech i powoli się odwróciłem wyciągając rękę na powitanie.

– Cześć… Aaa wiesz czasami dla zabawy puszczam, pogadamy następnym razem, trochę się śpieszę. – Zostawiając go z prawie otwartymi ustami ze zdziwienia, spokojnie wyszedłem z kolektury.

Na najbliższym rogu skręciłem i odetchnąłem z ulga.

Byłem z siebie dumny, kupiłem po drodze ulubione rogaliki z serem i zadowolony pomaszerowałem do domu.

Tradycyjnie jak co dzień, szybki prysznic, przygotowałem kolacje i z pełnym talerzem pomaszerowałem przed telewizor. Za chwile losowanie. Kulminacyjny moment dnia i do tego wysoka kumulacja.

Zasiadłem wygodnie na kanapie akurat gdy maszyna losująca zaczęła się obracać.

– 21, 36 , 13…. – Głos i obraz spikera zaczęły mi się rozmywać przed oczyma.

Kęs kanapki utknął mi w gardle.

To niemożliwe, zrobiło mi się słabo. Zapadłem głębiej w kanapę, jakby całe powietrze ze mnie uszło.
Zamarłem trzymając się za głowę obiema rekami …..wpatrywałem się w ekran jak oszalały.

Nie słyszałem co spiker mówi. Widziałem tylko moje liczby jedna po drugiej pojawiające się na ekranie.

– Moje liczby… moje liczby!

Znam je na pamięć. W kółko powtarzałem niemożliwe, niemożliwe….

Nie mogłem się uspokoić, dopadałem do szafki w przedpokoju gdzie zwykle po wejściu kładę klucze i portfel. Trzęsącymi rekami wyciągnąłem blankiet ze skreślonymi liczbami.

Moje liczby ? Nie byłem w stanie wydusić z siebie głosu.
Blankiet ze skreślonymi liczbami jest, ale gdzie kupon potwierdzający puszczenie losu?

– Gdzie mój kupon!?

Gorączkowo zacząłem wyrzucać wszystko z przegródek portfela, z kieszeni. Zaczęła mnie ogarniać coraz większa panika i przerażenie.

– Tyle pieniędzy, tyle pieniędzy, tyle pieniędzy… – mamrotałem.

– Nie ma go!! – poczułem jak odpływa mi krew z głowy…

Zemdlałem.


Kontunuacja dodana przez Caprio

– Tyle pieniędzy, tyle pieniędzy…. – Powtarzałem w kółko jak w transie. Nagle poczułem mocne szarpnięcie za ramię, odwróciłem się gwałtownie, ale nikogo za mną nie było. Wszystko zaczęło się rozmazywać, wirować. Otworzyłem oczy i aż podskoczyłem przestraszony. Przede mną stał stary, zarośnięty, śmierdzący tanim winem mężczyzna. Mój najlepszy, bo w sumie jedyny przyjaciel…

– Zenek! Zenek!!! No nareszcie się obudziłeś! – Wycharczał przepitym głosem – Już zaczynałem się martwić. Taki zawodnik, a padł po drugiej butli i jeszcze gada przez sen.

Ciężko uniosłem głowę i rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się na peronie dworca, opatulony starą śmierdzącą kołdrą. To był sen… Co się ze mną dzieje..? Już trzeci raz w ciągu ostatniego tygodnia śni mi się to samo. Ten sam koszmar, w którym tracę wszystko…

– Zenek, żyjesz?? – Zapytał mój towarzysz niedoli, a jak kiwnąłem głową, podsunął mi pod nos butelkę wina – Łyknij sobie, poczujesz się lepiej.

– Zabierz to! – Krzyknąłem jednocześnie odpychając butelkę ręką. – Zabierz to proszę…
Z trudem wstałem czując ogromny ból w kościach.

– Idę się przejść, zaraz wracam – powiedziałem i wolno podreptałem w stronę wyjścia z dworca.

– Stary martwię się o ciebie, zachowujesz się coraz dziwniej… – usłyszałem zza pleców, ale nic nie odpowiedziałem.

Psychicznie wykańczały mnie te senne przeskoki z normalności do skrajnej biedy sięgającej dna. Wielka wygrana, pfff… Na razie moje życie jest tylko jedną wielką przegraną… Kiedyś miałem normalną kochającą rodzinę, ale niestety dopiero teraz potrafię to docenić… Teraz, kiedy stoczyłem się na samo dno… Ale może to jest proroczy sen, może szczęście się do mnie w końcu uśmiechnie?

Wsadziłem rękę do kieszeni i poczułem kilka monet.

– Witek mnie zabije – uśmiechnąłem się widząc oczyma wyobraźni jego minę, gdy usłyszy, co kupiłem zamiast butelki wina. – Jeżeli tego nie zrobię nigdy nie zaznam spokoju… – pomyślałem i pomalutku podreptałem w stronę najbliższej kolektury.


Podoba Ci się ta kontynuacja historii? Oceń i pokaż swoim znajomym.
[ratings]

[shareaholic app=”share_buttons” id=”15199868″]


Komentarze