Historia I


Samotność w dżungli


Rozdział 1 – Początek

………Tam, tam, tam……
Dziwny dźwięk dobiegający z oddali wdarł się do mojej świadomości.
W skroniach poczułem tępy ból. Otworzyłem oczy i z jękiem ponownie je zamknąłem .
Mam wrażenie, że mózg mi zaraz eksploduje…
Leżę na czymś miękkim, dłońmi próbuje wyczuć na czym.
Trawa? Mech? Co to jest?
Ciężko otwieram oczy.

Parne, duszne powietrze z trudem przedostaje się do płuc.
Powoli z grymasem bólu unoszę się na łokciach.
– Gdzie ja jestem?! – pytanie pozostaje bez odpowiedzi…
Nieznane gatunki krzewów otaczają mnie z każdej strony. Ogromne drzewa sięgają chmur. Próbuje się rozejrzeć. Z lewej strony jakieś krzaki, z prawej w oddali widzę jakiś złom? Co to jest? Połamane fragmenty jakiejś blachy, walające się wokół pudła, metalowe pręty.
Powoli czołgam się do najbliższego kawałka… fragment napisu …AN 27…
Niczym błysk pojawia się wspomnienie….
– To samolot, leciałem samolotem! – wysilam mózg do pracy by sobie coś więcej przypomnieć.
Pojawiły się turbulencje… Jak przez mgłę słyszę krzyk pilota „Zapiąć pasy!! Zachować spokój!! Samolot traci wysokość. Wyskakują maski do oddychania.
Silniki wyją a dźwięk skrzypiącego metalu wciąż się nasila.
Jeden wielki krzyk, płacz, panika to ostatnie co pamiętam…

Gorączkowo rozglądam się wokół w poszukiwaniu kogoś kto przeżył, zaczynam krzyczeć.
– Na pooomoc! Ratuuunku! Czy ktoś mnie słyszy?! Na poo…! – Krzyk zamiera mi w gardle.

…..tam tam tam…. drhyt, grfdyt….wrr… grrr.. drhyt…. szzz…

Dziwne, niezidentyfikowane dźwięki wydaja się być coraz bliżej, włos jeży mi się na całym ciele. Przerażenie zaciska mi gardło. Czuje ogarniająca mnie panikę i strach.
Dotykam dłonią skroni, pod palcami wyczuwam cos mokrego.
– Krew…
Rozglądam się w poszukiwaniu możliwości ukrycia…. I nagle widzę w krzakach wpatrzone we mnie ogromne, pełne nienawiści ślepia………


Kontunuacja dodana przez Stefko

Poświata


Spanikowałem, nie ma co. Jak szalony zacząłem się czołgać. Zdawałem sobie sprawę z bezsensu tej próby ucieczki. Przecież na odsłoniętej polanie byłem doskonale widoczny. Gdybym wtedy logicznie myślał , większą szanse bym miał gdybym się zerwał i pobiegł.

Zadziałałem odruchowo, rozumne myślenie pozostało gdzieś w tyle.

Puszczając w ruch łokcie , stopami próbując nadać szybkości, parłem do przodu nie zważając na kaleczące mnie kamienie i ciernie. Co chwile spoglądałem za siebie próbując odgadnąć gdzie mogą się teraz znajdować moi prześladowcy.

Nagle poczułem ze drogę mam zablokowana. Co to na Boga?

Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem ze przede mną rozpostarta jest, mocno naprężona sieć.

Szybki rzut głową w lewo, w prawo. Na całej szerokości zasięgu mojego wzroku od samej ziemi w gore, wszędzie widzie sieć.
To juz koniec pomyślałem.
Nie mam szans. Szarpnąłem się do góry wstając i wtedy poczułem ze spadam. Jakby nagle ziemia usunęła mi się pod nogami… lecę w ciemna przepaść bez dna.

Wydawało mi się ze trwa to wieki …..gdy tak samo nagle jak zacząłem spadać, wylądowałem na czymś co wyglądało jak dywan z mchu. Wokół mnie była dziwna poświata jak na niebie przy zachodzącym słońcu…

O co w tym wszystkim chodzi… Umarłem….??


Podoba Ci się ta kontynuacja historii? Oceń i pokaż swoim znajomym.
[ratings]

[shareaholic app=”share_buttons” id=”15199868″]


Komentarze