Historia III


Wielka wygrana


Rozdział 4 – Zakład

– Ajj!! – Uszczypnąłem się z całych sił w udo, aż jęknąłem z bólu.
Cholerka to nie sen… Pomyślałem wpatrując się w milczeniu przez dłuższą chwilę w staruszka, który najwyraźniej znudzony, ziewnął ostentacyjnie.
– Phi! – Prychnął rozglądając się po pokoju – Widzę, że milioner wrócił do swojej marnej norki – Pogrzebał w kieszeni, z której wyciągnął złożony na pół kupon totolotka i machnął mi nim przed oczami.
– Czujesz zapach pieniędzy? – Zapytał z sarkastycznym uśmieszkiem.
Nie dam się wkręcić w jego chore gierki… – Pomyślałem i dodałem jak najbardziej stanowczo potrafiłem:
– Proszę opuścić moje mieszkanie, bo wezwę policję!
– Taki stary dziadek sterroryzował młodego byczka włamując mu się do domu, ojejcu… i jeszcze kupon z wygraną miliona złotych próbuje wcisnąć. Dzwon na policję, dzwoń! Chce zobaczyć minę policjantów jak to usłyszą.
Miał rację, wzięliby mnie za świra.

– Czemu mi to robisz…? Czemu mnie prześladujesz? Kim ty do jasnej cholery jesteś?
– Jak Ci powiem, to już więcej nie będę mógł Ci pomagać… Zostaniesz sam ze swoimi wszystkimi problemami…
– Że co? Ty mi niby pomagasz? Jak śmiesz tak mówić?! To przez Ciebie mam kłopoty!!
Mów kim jesteś i znikaj z mojego życia raz na zawsze!
– Jestem twoim opiekunem.
Spojrzałem na niego czekając, aż wybuchnie śmiechem dodając, że znowu się ze mnie naigrawa. Był śmiertelnie poważny. Patrząc mi głęboko w oczy dodał:
– Pomagałem Ci pokonywać krętą drogę życia, abyś wyrósł na wartościowego człowieka. Co się stało, ż nagle przestałeś słuchać swojego sumienia? Wszystko, co ważne momentalnie odpłynęło. Wygrana Cię zniszczyła. Rozumiesz? Zniszczyła moją wieloletnią pracę! Mimo ogromnego doświadczenia nie dałem rady Ci pomóc. Tak wiem, zawiodłem… Jedynym ratunkiem było złamanie wszystkich reguł i cofnięcie czasu. Nie powinienem… Skutki tego mogą być opłakane…
Z każdym jego słowem czułem, że coraz bardziej szczęka mi opada. Starzec wstał podszedł do mnie i postukał mnie lodowatym, chudym palcem po czole. Poczułem dreszcze na całym ciele.
– Puk, puk jest tam kto?! – Zapytał delikatnie się uśmiechając. – Pamiętaj, żeby używać tej małej kulki, co masz za czaszką…
W dalszym ciągu nie wiedziałem, co powiedzieć. Byłem mocno zszokowany tym co usłyszałem.

– Szkoda, ze tak to wszystko się potoczyło. Polubiłem Cię przez te wszystkie lata – W jego zatroskanych oczach dostrzegłem wielki żal… – Będę patrzył na Ciebie i trzymał kciuki, żebyś znowu trafił na odpowiednie tory.
– Aaale jjak..? – Wydukałem.
– Jak? Jak najlepiej, jak najszybciej! To co, na pożegnanie mały zakładzik? O milion złotych. – Uśmiechnął się szeroko machając mi przed oczami kuponem.
Wręczył mi go i dodał:
– Zasada jest prosta, jeżeli chcesz wygrać zakład, musisz spalić ten kupon!


Kontunuacja dodana przez Alice

Trudny wybór

– Co…? – z niedowierzaniem spojrzałem na staruszka. – Co?
– Co, co. Spalić!
– Mam spalić kupon, dzięki, któremu mogę stać się bogaty o kilkanaście milionów?!
Uśmiech zszedł z ust staruszka jak ręką odjął. Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie twardym wzrokiem.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Te pieniądze nie są twoim wybawieniem, lecz twoją zgubą. Przyniosą ci tylko nieszczęście.
– Nieszczęście przyniesie mi niedotrzymanie obietnicy kobiecie, która wierzy, że pomogę uratować jej córkę – przejechałem dłonią po twarzy. Byłem już zmęczony rozmową i całą tą szaloną sytuacją. Dlaczego ja? Co takiego zrobiłem, czym się naraziłem, że teraz jestem karany w ten sposób?
Staruszek milczał patrząc na mnie badawczo. Westchnąłem ciężko.
– No dobrze. Powiedzmy, że spalę ten kupon. I.. już? Tyle? Tak po prostu dasz mi ten milion? Przecież przed chwilą powiedziałeś, że pieniądze mnie zniszczą. W czym tkwi haczyk?

Staruszek znów uśmiechnął się promiennie a w jego oczach błysnęły diabliki. W co jak się pakuję? – Pomyślałem przełykając głośno ślinę.
– Bo tak jest – pokiwał głową, po czym dodał – dlatego to ja będę ci mówić, na co wydasz otrzymane pieniądze.
W mieszkaniu zapadła cisza tak bolesna, że aż kuła w uszy. Chyba nawet zegarek stanął. E, co tam zegarek. Czułem się tak jakby cały świat zatrzymał się w tej chwili. Nie wiedzieć dlaczego po kręgosłupie przebiegł mi dreszcz strachu.
– Dlaczego mam wrażenie, że godząc się na to, wpakuję się w jeszcze większe tarapaty? – przerwałem ciszę.
– Nie mam najmniejszego pojęcia – staruszek zerwał się z miejsca i podszedł do mnie, w jednej ręce ściskając kupon a w drugiej zapalniczkę. – Wiem, jednak, że jeśli nie spalisz tego małego papierka, nie zdołasz pomóc tej biednej kobiecie. Tak, tak, wciąż pamiętam o twojej małej obietnicy. Jeśli jednak, zrobisz to co ci każę, to wtedy – może – pomyślimy nad rozwiązaniem problemu.
– Pomyślimy? To za mało…
– Owszem, ale przynajmniej wezmę to pod uwagę, a tak… – wzruszył ramionami.

Staliśmy naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem. Chciałem do końca zachować pozory, że w ogóle nie boję się tego człowieka, że wiem co robię i jestem panem własnego ja, ale to nie była prawda i w głębi duszy doskonale o tym wiedziałem. Mój los, pewnie i moje życie, leżało w rękach tego dziwnego człowieka, który mianował się moim aniołem stróżem, choć tak naprawdę nim nie był. Kim więc był staruszek w staromodnym cylindrze i czarnym płaszczu? Bogiem? Nie, nie Bogiem. I wtedy do mnie dotarło. To było jak uderzenie cepem w głowę. Jak wyrwanie ze snu, zbyt prawdziwego snu i obudzenie się w rzeczywistości. Staruszek był demonem. Moim własnym, osobistym diabłem, wyhodowanym na niegodziwości, plugawości i narcystycznych zapędach. To było moje odbicie, stworzone z moim najgorszych wad. I jak miałem go przechytrzyć? Jak miałem się go pozbyć? Nie mogłem. To nie możliwe.
Spojrzałem na kupon, potem na zapalniczkę. Wziąłem obie rzeczy.
Płomień wystrzelił w górę. Trawił nienaturalnie powoli cienki papier. Spojrzałem na starca, wprost w jego oczy. Były czarne i bezdenne jak najmroczniejsza przepaść.


Podoba Ci się ta kontynuacja historii? Oceń i pokaż swoim znajomym.
[ratings]

[shareaholic app=”share_buttons” id=”15199868″]


Komentarze