Historia II


Wehikuł czasu


Rozdział 5 – Eliksir zycia

Całe to zamieszanie, zapach krwi mieszający się ze spalenizną wioski, jakiś dziwny rycerz i rewolwerowiec, którzy ratują mi kolejno życie. Wszystko to sprawiło, że zaczęło mi się kręcić w głowie, a może to po prostu przez to, że wszystko wokół nas płonęło i brakowało tlenu. Ostatnią rzeczą, jaką ujrzałem to jak mój łysy wybawiciel osuwa się z kolan na ziemie w oparach siwego dymu, a chwile po tym ogarnęła mnie ciemność.

Ze snu wybudziła mnie rozmowa:
– Wróciłem po niego, ale jego ciało już się całe zwęgliło – wypowiedział ktoś smutnym, ale dziwnie znajomym głosem – Ten zapuszkowany był cholernie ciężki, że też musiałem zostawić Roberta żeby ten sku…
– Dobrze wiesz, że to było konieczne – przerwał mu stanowczy, lecz spokojny głos sędziwej kobiety – nie możemy pozostawić, żadnego Podróżnika bez pomocy. To mogłoby być tragiczne w skutkach.
– Tak wiem, ale…
– Dosyć. Wiesz dobrze, że dla Roberta nie starczyłoby eliksiru, a równie dobrze on sam będzie go potrzebował, jest tak słaby że może nie dożyć jutra.
Czyżby mówili o mnie?! Pociągnąłem mocniejszy oddech, gardło mnie całe paliło, kaszel który wydobył się z ust zwrócił na mnie uwagę rozmawiających ludzi.
– Wody – wyszeptałem tak głośno jak tylko potrafiłem. Ktoś zwilżył mi usta szmatą a następnie podparł mnie od tyłu, abym mógł wypić płyn z łychy którą mi podsunął pod nos. W tym momencie postanowiłem otworzyć oczy. Zamazany obraz potrzebował czasu, aby się wyklarować. Gdy już odzyskałem całkowitą władzę nad wzrokiem, oczom mym ukazała się uśmiechnięta twarz starej, siwej i pomarszczonej kobiety. Po chwili za jej plecami zauważyłem Małego Dzwona. To oni rozmawiali o mnie, Robercie i jakimś eliksirze.

– Czy ja umieram? – mój głos po zwilżeniu gardła brzmiał już wyraźniej, ale równie wyraźnie można było w nim usłyszeć przerażenie.
– Pff, taki mięczak ma nam pomóc? Gdyby to ode mnie zależało już dawno byś gryzł glebę wszo!
– Uspokój się Mały Dzwonie i zostaw nas proszę, musze porozmawiać z Podróżnikiem.
– Dobrze… – mężczyzna bez najmniejszego słowa sprzeciwu opuścił chatę, w której się znajdowaliśmy.
– Nie umierasz Podróżniku i póki co jesteś u nas bezpieczny, to reszcie twoich towarzyszy kończy się czas. Jeden z nich leży w chacie obok martwy, a kolejny został ugodzony zatrutą strzałą i z pewnością zostało mu nie więcej niż kilka godzin. Już teraz majaczy, ale zanim ogarnęła go gorączka powiedział, że wykonał zadanie i dał mi eliksir wskrzeszenia.
– Eliksir wskrzeszenia? – W momencie, kiedy to wypowiedziałem do chaty weszła Lidiana niosąc mały fioletowy flakonik.
– Ohh wspaniale, moją wnusie już znasz, to ona nam o tobie powiedziała i to jej zawdzięczasz życie. Ja jestem zwykłą znachorką, która ziołami i modlitwą potrafi pomagać, Lidiana za to ma dar.
– Dar?
– Tak, w snach widzi rzeczy i mówiła, że to ciebie widziała i że to ty jesteś nam w stanie pomóc, ani chwili nie mamy do stracenia Podróżniku, radź więc, kogo mamy ratować. Eliksiru starcza dla jednej osoby tak mówił człowiek ze strzałą w obojczyku. Co mamy robić dalej?

– Aale, ja ja nie wiem o czym mówisz – nieśmiało wydukałem i spojrzałem na dziewczynkę z eliksirem w ręku.
– Nie wiesz? – głos spokojnej jak dotąd staruszki nieznacznie się podniósł.
– Nie denerwuj się Babuniu, ale to nie jego widziałam, to nie on nam ma pomóc – Lidiana z pokorą skierowała wzrok na trzewiki.
– Nie on?! To my się ujawniamy i ratujemy go bo wszystko miało się zmienić, a ty mówisz że nie jest w stanie nam pomóc ?! – Staruszka zaczęła krzyczeć coraz głośniej, a jej pomarszczona twarz zrobiła się czerwona – Tracimy najlepszych ludzi, wystawiamy się…
W tym momencie Babunia osunęła się na ziemie i już pozostała bez ruchu. Lidiana podbiegła i klęcząc koło niej podniosła załzawione oczy w moją stronę.
– Ona nie żyje.


Kontunuacja dodana przez A.C

Walka o eliksir

– Szybko! Dzwońcie po karetkę! – Krzyknąłem nie myśląc nad wypowiadanymi słowami.
Dopiero jak zobaczyłem, że wszyscy się na mnie dziwnie patrzą zrozumiałem, jaką palnąłem głupotę. W średniowieczu trzeba radzić sobie samemu.
Doskoczyłem do leżącej na ziemi kobiety i rozpocząłem reanimację.
Do izby wbiegł Mały Dzwon z wyciągniętym mieczem.
– Co to za hałasy, co się dzieje? – Usłyszałem jego głos – Co on robi? Czemu ją całuje?
– Boże czy ja to dobrze robie… Parę ucisków i wdech… I jeszcze raz i jeszcze raz… – Szeptałem.
Niestety nie udało się… Padłem na ziemię ciężko łapiąc powietrze. Byłem skrajnie wyczerpany.

– Możemy przywrócić życie tylko jednej osobę… – Wyszlochała zrozpaczona Lidiana obejmując babcię.
Wszyscy spojrzeli na niewielki flakonik stojący na stole.
– Pozwólcie, że to ja zdecyduje, komu się należy – Powiedział Mały Dzwon z dziwnym błyskiem w oku. Cały czas w ręce mocno ściskał ostry jak brzytwa miecz.
– Nie! – Krzyknęła dziewczynka podnosząc się z ziemi – Nie możesz…
– Głupie dziecko, wydaje ci się, że mnie powstrzymasz?
– Uspokój się Mały Dzwonie. Schowaj proszę miecz – powiedziałem jak najspokojniej potrafiłem.
– Milcz wszo! Już dawno chciałem cię zabić! Nie prowokuj mnie!

Zrobił krok w moją stronę, co skrupulatnie wykorzystała Lidiana, zwinna niczym kot dopadła flakonik z eliksirem życia i wybiegła z chaty biegnąc w stronę lasu.
Zdezorientowany Mały Dzwon ruszył za nią, chwycił za łuk i gdy już napinał cięciwę, rzuciłem się na niego powalając go na ziemię.
Uciekaj, szybk….!! –Krzyk przerwał uścisk dłoni Małego Dzwona ściskających moje gardło.
Był dużo silniejszy ode mnie, do tego uzbrojony. Nie miałem szans.
– Zabije cię! – darł się przez zaciśnięte zęby.
Kątem oka ujrzałem, że dziewczynce udało się zniknąć w lesie.
Uff kamień spadł mi z serca..
-Ty wszo zawszona! – Kilka potężnych ciosów spadło na moją głowę. Straciłem przytomność nie czując już, jak jego miecz przeszywa moje bezwładne ciało…


Podoba Ci się ta kontynuacja historii? Oceń i pokaż swoim znajomym.
[ratings]

[shareaholic app=”share_buttons” id=”15199868″]


Komentarze