Wehikuł czasu
Rozdział 1 – Wszystko gotowe

Udało się !
Hurrra !
Eureka !
Oto Ja, Jan Pilot, dokonałem niemożliwego.
Właśnie dziś, po 20 latach ukończyłem swoje dzieło, urzeczywistniłem największe marzenie.
Oto przede mną stoi moje „dziecko”, moje arcydzieło. Ahh… pierś rozsadza mi duma i przeogromne zadowolenie z samego siebie. Tyle czasu czekałem na tą chwile…
Marzyłem, planowałem, ciężko pracowałem i dokonałem tego! Stworzyłem wehikuł czasu !!
Przezroczysta kopula z hartowanego szkła osłania pulpit sterowniczy z umieszczonym na środku fotelem. Z tyłu znajdują się dwa duże silniki zasilane odpowiednio spreparowanym paliwem z żywicy.
Tak, nikomu się nie śniło ze ten naturalny sok z drzewa może mieć takie niewyobrażalne właściwości i moc by teleportować obiekty w czasoprzestrzeni. Sam do końca nie wiem jakim cudem, ale to działa.
W środku jest dość miejsca by zapakować podręczny bagaż a nawet pasażera. Niepozornie wyglądająca kapsuła przeszła wiele ciężkich prób, które nie pozostawiły na niej nawet jednej ryski.
Wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku, a ja stoję, patrzę i pęcznieje z dumy.
To mój skarb, skrzętnie skrywana tajemnica. Nieźle się musiałem natrudzić aby nawet minimalna informacja o moim wynalazku nie wydostała się poza mury ukrytej w piwnicy komnaty.
Zniszczyłem cała dokumentacje, zatarłem wszystkie ślady by nikt oprócz mnie nie poznał technologii działania mojego ukochanego „dziecka”.
Zabezpieczyłem mieszkanie i przygotowałem wszystko co może być niezbędne do pierwszej podróży. Po tysiąckroć przeanalizowałem wszystko w myślach.
Tak, jestem gotowy do podróży, w pełni gotowy… Nic nie może pokrzyżować mi planów! Jutro moim celem jest prahistoria…
Na samą myśl o tym uśmiecham się od ucha do ucha.
Tęsknym okiem zerkam na moje dzieło i gaszę światło.
Wszystko zabezpieczone, pozamykane, czas spać. Obym tylko szybko zasnął….
Kontunuacja dodana przez Anetę
– I co polepszyło mu się? – Zapytała kobieta w sile wieku lekarza, który z zatroskaną miną wpatrywał się w ekran monitora.
-Niech Pani zobaczy – Wskazał ręką na ekran – Śpi na podłodze przy tym dziwnym czymś zrobionym z pudełek kartonowych, co nazywa wehikułem.
– Leki nie pomagają? Proszę wpuście mnie do niego. Proszę to mój syn…
– Przykro mi – powiedział lekarz poprawiając okulary – Pański syn po tym, co zrobił jest uznany za niepoczytalnego i nie może nikt bezpośrednio przebywać w jego otoczeniu.
Wydaje nam się, że żałuje tej strasznej zbrodni, obsesyjnie próbuje cofnąć czas. Proszę nie płakać… Obiecuje, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby mu pomóc.
– Dziękuje Panie doktorze… Modle się cały czas, żeby ten koszmar się skończył. Pozwoli Pan, że chwilę jeszcze zostanę i na niego popatrzę.
– Oczywiście, trzeba być dobrej myśli, dobrej nocy życzę – powiedział i wyszedł.
Aż serce z żalu pęka patrząc na 50 letniego mężczyznę leżącego na podłodze stającego kciuk… Niespełna miesiąc temu media obiegła informacja, że Jan P., mój syn biegał po ulicy i strzelał do Bogu ducha winnych przechodniów. Zabił 5 osób i ciężko ranił ponad 20. Gdyby nie orzeczono niepoczytalności skończyłby na krześle elektrycznym…
– Boże drogi…? Co się mogło stać? Co za diabeł go opętał – Kap, kap, kap.. Łzy ściekały na podłogę.
– Oo! Obudził się! Panie doktorze! Obudził się! – Kobieta otarła łzy i wybiegła z pomieszczenia obserwacyjnego.
Podniosłem się i leniwie przeciągnąłem. Cały czas czułem, że uśmiecham się od ucha do ucha.
– Pora ruszać – wymamrotałem wciskając się do wehikułu czasu – Startujemy za 3… 2… 1…. zeroooo! Staaaaart! – Nastała grobowa cisza.
– Powiedziałem staaaaaart!!! – Krzyknąłem i zacząłem kopać w kokpit sterowania. Ściany wehikułu się rozpadły.
– Co się do cholery dzieje – zacząłem wrzeszczeć w niebogłosy.
Poczułem mocne ściśnięcie za ręce. Dwie wielkie postacie powaliły mnie na podłogę. Poczułem ukłucie i odpłynąłem…
[ratings]
[shareaholic app=”share_buttons” id=”15199868″]

Komentarze |
Zostaw komentarz