W celi śmierci

Rozdział 1 – Skazany na śmierć

-Otwierać policja!!! Otwierać!!! – Głośne wołanie i łomot w drzwi wyrwał mnie z głębokiego snu. Nie wiedziałem co się dzieje.
Zdezorientowany patrzyłem jak drzwi wyleciały z futryny z hukiem uderzając o podłogę. Do mieszkania wpadli zamaskowani, uzbrojeni po zęby faceci.

Dopadli do mnie krzycząc:

-Jesteś aresztowany, masz prawo zachować milczenie. Wszystko co powiesz może zostać użyte przeciwko tobie.

Wywlekli mnie z domu ogłupiałego i sparaliżowanego strachem w kajdankach założonych na ręce i nogi.

Z mieszkań powychodzili sąsiedzi. W ich oczach szukałem zrozumienia, pocieszenia, ale widziałem tylko nienawiść. Pluli pod nogi wyzywając od najgorszych.

Nie wiem ile czasu spędziłem w ciemnej izolatce w której na świat zewnętrzny mogłem popatrzeć jedynie przez niewielkie okienko w drzwiach w czasie podawania posiłku.

Wypuścili mnie na krótka rozprawę. Każdy na sali patrzył na mnie jak sęp na padlinę. Dobrze, że stało przy mnie czterech rosłych policjantów, ochroniło mnie to przed atakiem teściowej, która chciała rozerwać mnie gołymi rękami. Na nic zdał się płacz, błaganie, tłumaczenie. Wyrok padł szybko…

KARA SMIERCI!

Przenieśli mnie do malutkiej, pojedynczej celi, gdzie znajdowało się jedynie łóżko i zasłonięta parawanem, strasznie śmierdząca ubikacja. Delikatne promienia światła wpadały przez zakratowane okno.

– Boże tak mają wyglądać ostatnie dni mojego życia??

Do tej pory nie potrafię zrozumieć jak do tego doszło. Czemu nikt nie chce mnie słuchać…?

-To jakieś nieporozumienie!!! To nie ja!!! – Zacząłem wrzeszczeć kopiąc i uderzając pięściami w stalowe drzwi.

Przedstawiono mi niezbite dowody na to, że z zimną krwią wymordowałem cała rodzinę, że w bestialski sposób zmasakrowałem ich zwłoki. Rodzinę, za którą oddałbym życie…

Spędzaliśmy jak co roku wspaniały majowy weekend w wynajętym domku w lesie nad jeziorem. Żona prosiła żebym nie brał telefonu, żebym ten czas poświęcił tylko jej i córeczkom. Żeby nic nam nie mogło przeszkodzić…

-Czemu jej nie posłuchałem…? –Zapytałem sam siebie szlochając…

Zadzwonili z pracy, musiałem dowieść ważne dokumenty. Miało to zając tylko kilka godzin… Pojechałem do domu jednak nie mogłem znaleźć tych pieprz.. dokumentów.. Kilka godzin bezsensownego przerzucania ton papierzysk znużyło mnie na tyle, że po prostu usnąłem…

Na nic zdały się moje tłumaczenia. Co się stało tej feralnej nocy? Znaleźli moje odciski na nożu… No tak kroiłem nim chleb… Nie pojawiłem się w pracy… Nie mam alibi… Nikt mi nie wierzy..

Za kilka tygodni wyrok się uprawomocni i zostanę stracony, mimo że w życiu nie skrzywdziłem nawet muchy.

-To nie byłem ja…. Na Boga, to nie byłem ja!!!


Kontunuacja dodana przez Zega

Kostnica


Otworzyły się drzwi, przez które do celi wleciało światło. Do celi weszło dwóch strażników.

– Mamy dla ciebie niespodziankę. Babeczki od babeczki. Takim łajdakom jak ty nie przysługują żadne podarunki, ale dzisiaj jest Wielkanoc, twoja babcia nie dałaby nam spokoju, jak byśmy się na to nie zgodzili. – Mówiąc to wyciągnął z siatki dwie babeczki i rzucił na podłogę, po czym dodał – Smacznego! – i z szerokim uśmiechem zatrzasnął drzwi.

Już Wielkanoc… Już dawno straciłem rachubę czasu…

Popatrzyłem na babeczki mimowolnie oblizując usta. Porcje żywnościowe były takie, żeby tylko nie umrzeć z głodu. Honor nie pozwalający mi jeść z podłogi powstrzymywał mnie raptem parę sekund. Po chwili siedziałem już na pryczy delektując się wypiekami babci.

Kochana babcia, tylko ona się ode mnie nie odwróciła. Zawsze mi wierzyła, zawsze pomagała… Gryzłem dokładnie, żeby przypadkiem nie połknąć jakiegoś ukrytego pilnika. Niestety nie było w bułeczkach żadnej niespodzianki. Nic co by mi pomogło. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Zjadłem dokładnie wszystkie okruszki i położyłem się na pryczy myśląc o babci. O tym jak pewnie mocno przeżywa tą całą sytuację… Zawirowało mi w głowie i straciłem przytomność.

Gdy się ocknąłem leżałem na plecach i cały przykryty byłem jakimś materiałem. Było strasznie zimno. Usiadłem rozglądając się dookoła. W pomieszczeniu panował mrok. Nie byłem sam. Wokół znajdowało się dużo łóżek, na których leżeli ludzie przykryci białymi prześcieradłami. Odkryte mieli jedynie nogi, z kartkami przywiązanymi do dużego palca.

Była to kostnica…

Spoglądając na swoją nogę uświadomiłem sobie, że jestem nagi. Oderwałem z palca kartkę i przeczytałem swoje imię i nazwisko oraz:

ZGON: 5 kwiecień 2015

PRZYCZYNA: OTRUCIE

Zostałem otruty… Nie żyje…

Owinąłem swoje nagie ciało prześcieradłem i zacząłem rozglądać się po kostnicy. Na pierwszych dwóch łóżkach zobaczyłem leżących

strażników. Z pewnością również otruli się babeczkami.

Drzwi do kostnicy się otworzyły, zdążyłem tylko kucnąć, ale to nie była dobra kryjówka.

– Już się obudziłeś?! – Usłyszałem miły kobiecy głos – Za wcześnie!! Podeszła do mnie łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę łóżka z którego wstałem. – Mówiłam, żeby dwie łyżeczki sypnąć trucizny paraliżującej czynności życiowe… Mówiłam… Miałeś się obudzić dopiero po ceremonii pogrzebowej… Kładź się i nie ruszaj! – Przykryła mnie prześcieradłem i wybiegła z kostnicy trzaskając drzwiami.

Leżakowanie w kostnicy nie należy do przyjemnych doznań. Wiele w tym prawdy, że najtrudniej jest odgrywać rolę trupa. Jak miałem się nie ruszać jak zimno trzepało mnie w każdą stronę?

Nagle usłyszałem stęknięcie dobiegające z łóżka obok. Podniosłem delikatnie prześcieradło żeby zobaczyć co się stało.

Tylko nie to… Jeden ze strażników się obudził…


Podoba Ci się ta kontynuacja historii? Oceń i pokaż swoim znajomym.
[ratings]

[shareaholic app=”share_buttons” id=”15199868″]


Zobacz pozostałe kontynuacje

Komentarze