Historia I


Samotność w dżungli


Rozdział 4 – Bezsilność

– Co się dzieje w Polsce? Tam też trwa wojna?? Moja rodzina…
– Nie martw się o swoich bliskich. Z ostatnich raportów wychodzi na to, że Polacy dzielnie odpierają ataki wrogów. Kleszczy, pająki, osy nie są takie olbrzymie jak te cholerne ważki. Największym zagrożeniem są ponad 10 metrowe żmije, ale nie ma ich na szczęście za dużo – Słuchałem go z szeroko wytrzeszczonymi oczami i rozdziawioną buzią. Na samą myśl o tym paskudztwie wzdrygnęły mnie ciarki.

– Straciliśmy łączność satelitarną. Nie mamy niestety najnowszych informacji. Nie możemy też opuścić tego terenu. Olbrzymia pajęczyna zagradza nam drogę. Nie damy rady jej rozwalić. Czekamy na posiłki.
– Dlaczego te owady są takie wielkie?
– Najlepsi genetycy z całego świata babrają się w ich zwłokach szukając odpowiedzi. Na razie nic nie wiadomo. Dostaliśmy wiele komunikatów od astronomów, którzy widzieli dziwne obiekty latające. Kto wie, może całe to zło pochodzi gdzieś z kosmosu.
– A co z ludźmi, którzy ze mną lecieli? Jest szansa ich uratować?
Żołnierz spuścił wzrok.
– Naszym celem jest zniszczyć… Nie ratować… Samolot rozbił się w strefie objętej likwidacją. Nikt nie będzie narażał życia swoich ludzi dla osób, które już pewnie… – Ugryzł się w język. – Przykro mi, na chwile obecną to niewykonalne.
– Tam w dżungli są nie tylko owady… – Nie zdołałem dokończyć, gdyż przerwał mi głośny wrzask.

– Aaaaaaaaaaaaaaa!!! Aaaaa ratunku!!
Zza parawanu, gdzie opatrywany był mój kompan wyskoczył jak oparzony lekarz. Gnał przed siebie machając rękami, po drodze przewracając krzesła, łóżko, stół.
Wszyscy, co byli na siłach poderwali się na nogi. Dwaj żołnierze pełniący warte z trudem zatrzymali uciekającego lekarza.
– Co się stało?! Nie wyrywaj się do jasnej cholery bo pałą przywalę. Mów co się stało!!
– Ttten z dżungli… Ttto… ttto… – Lekarz nie był w stanie się wysłowić. Brakowało mu słów, aby nazwać to, co przed chwilą zobaczył. – Wwwygląda jak jjjaa…
Żołnierz spojrzał na niego wzdrygnął się i uśmiechnął pod nosem mówiąc:
– Brrr aż taki brzydki?!
– Ooon jest identyczny…!!
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć dwaj żołnierze już zniknęli za parawanem.
Ich reakcja była równie spektakularna jak lekarza. Nie dało się ukryć, że mój kompan nie jest zwykłym człowiekiem. Miał „lustrzaną” twarz… Każdy, kto na nią spojrzał widział siebie… Był nieprzytomny. Całe szczęście, jeszcze by brakowało, żeby zobaczyli jego przerażające żółte oczy.

– Cały czas ma być na muszce, rozumiemy się?!
– Tak jest!!!
– Jak zerwie liny, którymi jest przywiązany strzelać, rozumiemy się?!
– Tak jest!!!

Na nic były moje protesty i zapewnienia, że to dobra istota, że uratował mi życie. Sztab wysoko postawionych osób podjął decyzję, muszą go dokładnie zbadać… Udało mi się podsłuchać, że jutro rano będą go „otwierać”.

– Rozumiem Twoją złość przyjacielu… – powiedział do mnie jeden z oficerów – On Cię uratował i czujesz się zobowiązany zrewanżować. Jednak zrozum i nas. Jest wojna, a to nieznana istota z terenu wroga. Musimy być ostrożni. Jak wszystko pójdzie dobrze, nic mu się nie stanie…

To miał być najpiękniejszy tydzień w moim życiu. Wycieczka marzeń do egzotycznego, dzikiego raju w Brazylii zamieniła się w piekło. To sen… to musi być sen!! Szkoda tylko, że nie mogę się obudzić…


Kontunuacja dodana przez RóżęCzerwoną

Badanie stwora

Nie było łatwo uprosić dowódcę, aby udzielił mi zgody na uczestniczenie w badaniach kompana. Na szczęście się udało. Przekonałem go argumentami, że mnie zna, że dam rade go uspokoić, jak odzyska przytomność.
Szczerze mówiąc liczyłem na to, że obudzi się dopiero jak już będzie po wszystkim.
Z zapewnień dowódcy wynikało, że pobiorą mu jedynie krew do badań i wprowadzą przez gardło rurkę z kamerą, aby sprawdzić jego wnętrzności. Nie zrobią niczego, co mogłoby zrobić mu krzywdę.
Kamień spadł mi z serca, bowiem obawiałem się najgorszego.
Teraz pozostało się tylko modlić, żeby się nie obudził i nie zrobił czegoś głupiego.
Noc minęła spokojnie, wypocząłem i rześko ruszyłem w stronę namiotu w którym przetrzymywany był kompan. Wszyscy już na mnie czekali, dali mi maskę na twarz, biały fartuch i rękawiczki.
– Jak na razie wszystko w porządku, narkoza działa doskonale – powiedział lekarz.

Wbili mu igłę w ramię i pobrali krew. Strzykawka wypełniła się niebieską substancją, co wprawiło zebranych w nie lada zakłopotanie. Zachowali jednak pełen profesjonalizm nie okazując zbytnio zdziwienia. Widać było, że rozpiera ich wewnętrzna radość, że są świadkami poznania czegoś niezwykłego.
Rurkę z kamera zaczęli wprowadzać pomału przez nos. Badany lekko drgnął. Dostrzegłem, że drgają mu powieki. Lekarze byli tak przejęci obserwowaniem monitora, na którym pokazywało się wnętrze stwora, że nie dostrzegli tego.
– Nie widać żadnych organów… Wygląda tak jak by w środku był… pusty.
Rzeczywiście wyglądało to tak, jak by wypełniała go jedynie jakaś galaretowata, niebieska substancja.
Kątem oka cały czas zerkałem na twarz kompana. Coraz bardziej drgały mu powieki. Zdawało mi się, że również na buzi, wyglądającej teraz tak samo jak moja pokazał się grymas bólu.
– Wyciągnijcie tą kamerę, szybko! – Krzyknąłem – Budzi się!
Nie zdążyli zareagować… Powieki się uniosły i zabłysnęły złowrogie czerwone ślepia…


Podoba Ci się ta kontynuacja historii? Oceń i pokaż swoim znajomym.
[ratings]

[shareaholic app=”share_buttons” id=”15199868″]


Komentarze