10 dni do konca świata

Rozdział 3 – Kosmita

Alarm, huk wystrzału, dźwięk tłuczonego szkła… Miało być dyskretnie, a udało mi się postawić na nogi całe obserwatorium.
Poruszyłem rękami, nogami, głową. Na szczęście nic złamanego. Upadek z pięciu metrów na kawałki szkła spowodował tylko drobne skaleczenia. Strażnik oddychał ciężko. Leżał na plecach z wyraźnym grymasem bólu na zalanej krwią twarzy.
Rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się w wielkim, okrągłym pomieszczeniu. Około 10 metrów od nas znajdował się statek kosmiczny. Cały czas obracał się z zawrotną prędkością kilka metrów nad ziemią.
Na ścianach było wiele okien, za którymi znajdowały się takie same pomieszczenia, jak to z którego przed chwilą wypadliśmy. Stali w nich uzbrojeni po zęby strażnicy.
Czemu żaden z nich nie wszedł do środka? Byłem intruzem, który przez przypadek odkrył ich wielką tajemnicę, a oni tylko się we mnie wpatrywali.

Nie było czasu się nad tym zastanawiać. Spojrzałem w stronę statku, który nagle przestał się obracać i delikatnie opadł na ziemię. Otworzyły się owalne drzwi i ze wnętrza wyleciało oślepiające światło. Było tak jasne, że raziło nawet przez zamknięte powieki. Trwało to na szczęście chwilę. Blask zgasł i ujrzałem zbliżającą się w moją stronę dziwną postać. Wyglądał przerażająco. Wpatrywało się we mnie jedno oko, nad którym znajdowało się chyba ucho, a pod nim coś przypominające nos i zaciśnięte usta. Zbliżał się w moją stronę lewitując kilka centymetrów nad ziemią. Obrała się powoli wokół własnej osi, dzięki czemu dostrzegłem, że z lewej i prawej strony, oraz z tyłu wygląda tak samo jak z przodu. Cztery oczy, cztery ręce, cztery nogi, cztery buzie… To wszystko połączone z ruchem obrotowym sprawiało, że przybysz z kosmosu mógł widzieć, słyszeć, czuć i mówić w każdą stronę jednocześnie.
Zacząłem się pomału wycofywać cały czas patrząc na stwora.
– Proszę nie.. Nie rób mi krzywdy…

Kosmita zatrzymał się przed półprzytomnym strażnikiem i dotknął jego głowy jedną ręką, potem drugą, trzecią, czwartą. Ocknął się, zerwał się na nogi i z krzykiem zaczął uciekać. Momentalnie stał się całkowicie sprawny. Kosmita znowu skupił się na mnie. Czemu strażnicy nie reagują? Czemu stoją schowani za szybą, biernie oglądając całą sytuacje?
– Pomoooocy!!! – Zacząłem krzyczeć.
Podbiegłem do drzwi. Nie było klamki, zacząłem z całych sił tłuc w nie pięściami. Poczułem zimny dotyk na głowie. Odwróciłem się, kosmita stał przy mnie cały czas się obracając, przeszywając mnie każdym swoim okiem. Czułem, że tracę świadomość. Ostatkiem sił odepchnąłem go odskakując w bok. Zachwiał i upadł. Ciało jego stało się blado-zielone, a w miejscu mojego dotyku pojawiły się wypalone rany.

„Zabiłem kosmitę” – Pomyślałem przerażony. Odsuwałem się powali nie spuszczając z niego wzroku. Jego ciało zaczęło się regenerować. Podniósł się spojrzał na mnie swoim przerażającym, lekko zdziwionym okiem. Usłyszałem w umyśle głos:
„Wybraniec… on wie… zagłada… 14… luty… 2025.. wojna… krew… 5 dni… zdrada… śmierć…”
Odwrócił się i w mgnieniu oka znalazł się w środku statku, który dwie sekundy później wirował już kilka metrów nad ziemią.
Podbiegł do mnie strażnik, szczerząc się jak wściekły pies, złapał za ubranie i szarpiąc krzyczał:
– Zabiję cię…!! Krew…!!! Śmierć…!!! Złooo…!!! Zabiję…!!!
Jego oczy wyglądały tak samo przerażająco jak oczy kosmity..

[contact-form-7 id=”287″ title=”Historia 4″]


Kontunuacja dodana przez Orbitkę

Jedyny żywy prorok

– A jak go udusi? – Powiedział jeden ze strażników oglądając cała sytuację z okna.
– Nie udusi, młody zaraz mu się wyrwie i zwieje.
– Witek005, Witek005 zgłoś się! – Krzyknął w krótkofalówkę.
– Witek005 zgłaszam się!
– Bądź gotowy, jak zacznie uciekać to otwórz drzwi, przepuść go, a drugiego potraktuj paralizatorem, zrozumiałeś?
– Tak jest! Zrozumiałem! Bez odbioru.

Ręce strażnika zacisnęły się na moim gardle. W jego oczach była dzika rządza krwi. Nie mogłem się uwolnić z jego uchwytu, czułem że zaczynam panikować. Uratował mnie nagły napływ adrenaliny, który dodał tyle siły, że nie utrzymałby mnie nawet dwustukilowy goryl. Złapałem go za ręce i jednym szarpnięciem zerwałem uchwyt, łapiąc w płuca powietrze. Odepchnąłem go i zacząłem uciekać. Strażnik podniósł się z ziemi i ruszył za mną. Zobaczyłem jak otwierają się jedne z drzwi. Dzięki Ci Boże pomyślałem uradowany przyśpieszając.
Minąłem próg drzwi i nagle poczułem jak bym zaczął gotować się od środka. Mięśnie mi zwiotczały i runąłem półprzytomny na ziemię.

– Przepraszam kapitanie – Z nisko spuszczoną głową powiedział jeden z żołnierzy – Niechcący spudłowałem…
– Banda debili… Za jakie kur.. grzechy! – Grzmiał kapitan – Ty też spudłowałeś? – Wskazał palcem na drugiego żołnierza – Czy papuga kur… jesteś?
– Ppprzepraszam kapitanie! Miałem poprawić… Nie wiedziałem, że nie w tego…
– Młody jest, wyliże się – powiedział lekarz, kończąc pobieżne badanie.
– A czemu do jasnej cholery nie zatrzymaliście tego obłąkanego strażnika? 50 osób go teraz szuka i nie może znaleźć. Zapadł się pod ziemię.
Nic nie odpowiedzieli.
– Później wam jakąś karę wymierzę, odmaszerować!
-Tak jest, tak jest – zasalutowali i szybko odeszli.

Pomału odzyskiwałem świadomość. Widziałem migające przed oczami światła, jakieś niezrozumiałe szepty. Poczułem delikatne klepanie po policzku. Uchyliłem powieki i ujrzałem wpatrujące się we mnie oczy.
– Obudził się! Przyprowadzić kapitana! – Krzyknął tak, że aż zabolały mnie bębenki w uszach.
Dali mi wodę i jakąś strasznie niedobrą zupę z wyschniętą pajdą chleba. Ciężko jeść, jak wpatrują się w ciebie dziesiątki zaciekawionych oczu.
– Wszedł do komnaty zero, kolejny psychol, dotknął kosmitę, przeżył… – szeptali.
– Cisza! – Krzyknął kapitan – napatrzyliście się?! To won mi stąd!
Wszyscy posłusznie opuścili pokój. Zostałem sam z kapitanem.
– Jak się czujesz? – Zaczął uprzejmie, mimo przerażającego wyrazu twarzy.
– Bywało lepiej, ale cieszę się, że jestem tutaj, a nie tam – wskazałem głową w stronę okna, za którym widać było unoszący się statek.
– Kto cię tu przysłał?
– Nikt, sam przyszedłem. Chciałem tylko porozmawiać… Jak bym wiedział, że takie rzeczy tu się dzieją, w życiu bym się tu nie pchał…
Kapitan podrapał się po brodzie, zastanawiając się, co o tym wszystkim myśleć.
Było pewne, że mi nie wierzy, a najgorsze jest to, że nie mam argumentów, żeby go przekonać. Spojrzał mi w oczy z odległości 10 cm i powiedział:
– Ty też pewnie z wielką misją ratowania świata tak?
Ciężko stwierdzić jak to zabrzmiało. Połączenie pogardy, żartu, złości…
– No niby tak… Miałem prorocze sny, ale czy to ważne? I tak nikt mi nie wierzy…
– Mieliśmy już w tym tygodniu sześciu takich proroków… Też mieli wizje…
– Gdzie oni są? Musze z nimi porozmawiać! – Nie ukrywam, że bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że nie tylko ja jestem w to „zamieszany”.
– Przykro mi, to niemożliwe… – Pokręcił smutno głową – Co najwyżej możesz popatrzyć na ich lodowate zwłoki…


Podoba Ci się ta kontynuacja historii? Oceń i pokaż swoim znajomym.
[ratings]

[shareaholic app=”share_buttons” id=”15199868″]



Zobacz pozostałe kontynuacje

Komentarze